Pracując wiele lat z ludźmi spotykałam się z najdziwniejszymi przypadkami. Jedna z pacjentek, która leczyła się w Instytucie Reumatologii przekonywała mnie, że obecnie nie używamy naczyń miedzianych, a wyjałowione środowisko nie dostarcza nam wystarczających ilości miedzi w pożywieniu (ta straszna uboga gleba). W teorii tej słusznym (i jedynym) sposobem dostarczenia sobie tego składnika jest noszenie specjalnej miedzianej bransoletki (zapewne o odpowiedniej cenie). I nawet normy zawartości miedzi w produktach spożywczych (zakłamane – bo ci straszni naukowcy nic tylko kłamią w tabelkach), ani nawet tłumaczenie, że zanieczyszczenie środowiska również zwiększa dostarczanie tego pierwiastka (dałam się zmanipulować, tym którzy chcą byśmy tak myśleli) nie przemówiło do owej pani. Za to ja miałam przez kilka godzin dobry nastrój – czegóż to ludzie nie dadzą sobie wmówić.
Jako zmanipulowana (lub zakłamana – wybrać co kto woli) dietetyczka zaprzeczam, aby miedź chroniła przed gruźlicą, epilepsją, cukrzycą i całą resztą chorób oraz strasznych bakterii. Do tego idea jakoby miedziana bransoletka stawała się zielona pod wpływem choroby bardzo przypadła mi do gustu. Miedziane dachy są zielone bo chore.
Czytaj dalej